Nie spotkam się z panem. Lekarze zabraniają, ci od głowy. Przychodzi często taka słabość w duszy i ciele. Wracają obrazy i zacinam się w rozmowie. Zrobiłem notatki i nagrywam dla pana wideo. Postaram się odpowiedzieć na pytania, które mi pan zostawił w szpitalu. Kawałek po kawałku. Tyle pozwolili. Rzadko rozmawiam z ludźmi, tych z gazet to już w ogóle się boję. Ale nie zapomnę, że pan mi wtedy pomógł przy karetce, gdy mnie z mrozu wzięli, więc opowiem, jak to było rok temu. Niech pan mi potem wyśle ten reportaż, dobrze?
(Siedzi na krześle, za nim pusta ściana, przed – smartfon na stojaku. Przygładza czarne, gęste włosy, poprawia nogawki. Kładzie na kolanach plik kartek.)
Nie mam już nikogo. Całą rodzinę zabili w Aleppo jednego dnia. Została mi tylko daleka ciotka w innym mieście, przygarnęła i utrzymywała przez kilka lat. Rodziny własnej nie założyłem jeszcze, za miesiąc skończę dopiero 22 lata. Mnie się wtedy cudem udało przeżyć, wiozłem rano skrzynki z manakish do innej części miasta. Bo ja jestem chłopak od chleba. Cała rodzina pracowała w piekarni. Gdyby pan tylko widział, jakie rano stały do nas kolejki! Byliśmy przedostatni, przed piekarnią w dzielnicy Tarik al-Bab, którą kilka tygodni później bomby Asada zrównały z ziemią. I już nie było chleba w Aleppo. Wie pan, że mój kraj to najstarszy na Ziemi obszar, gdzie rozpoczęto uprawy zbóż na chleb? 9000 lat temu!
(Milczy przez chwilę. Uśmiecha się.)
Jeśli chodzi o politykę. Wy, ludzie z gazet, wszystko opisujecie mądrymi słowami, a ona dla mnie oznacza tylko śmierć i samotność. Więc po co miałbym się na niej znać? Nikogo nie obchodzą ludzie od chleba. U nas jest takie przysłowie: Kto myśli o zemście – ten nie śpi. Czułem wiele razy gniew tak wielki, że mógłbym zabijać. Ale ręce od chleba nie powinny mordować, tak myślę. Mówiłem więc do moich rąk, cierpliwie im tłumaczyłem. Teraz mówię też do nóg. Niech pan popatrzy na moje protezy! Są wspaniałe, człowiek tyle dobrego może zrobić, jeśli tylko chce. Lekarze powiedzieli, że z takich samych materiałów robi się rakiety, ale już nie pamiętam - te do zabijania, czy do lotów w kosmos. Chyba takie i takie. Ktoś opłacił mi te nowe nogi, nawet nie wiem, kto. Ale wiem, że one mnie trzymają z dala od zemsty.
(Podwija nogawki do kolan, gładzi tytanowe golenie.)
Chciał pan wiedzieć, dlaczego wyjechałem. Wiem, że ludzie muszą znać powody, po co obcy do nich przyjeżdżają. Ciotka zmarła, a we mnie rosła rozpacz i jakaś pustka. To nie chciało minąć. Składałem się z głodu, gruzów i tęsknoty. Chciałem zapomnieć i w innym miejscu świata robić manakish. Może poznać dziewczynę i założyć z nią rodzinę, a potem mielibyśmy piekarnię, w której każdy mógłby kupić chleb na zamówienie. Jaki tylko chce! Bo uważam, że człowiek który docenia chleb, rzadziej wyrządza krzywdę innym. Albo jeździlibyśmy razem po różnych krajach, gdzie z nieba nie spadają bomby, tylko gwiazdy. I żebym wreszcie mógł spokojnie zasypiać. Lekarze przepisują mi pigułki na sen i wysyłają na różne terapie, ale to mało pomaga. Nogi mam nowe, ale głowy nie wymienili. Może lepiej byłoby na odwrót?
I niech pan jeszcze koniecznie napisze w tym reportażu, że przepraszam za wszystkie kłopoty w polskim lesie. Pamiętam do dziś sprawne dłonie młodej kobiety, która bardzo chciała uratować moje nogi, ale potem w szpitalu we Frankfurcie powiedzieli, że nie było na to szans. Ale to ona wybawiła mnie od zakażenia, więc tylko dzięki niej żyję i mogę dziś chodzić. Dowiedziałem się, że to pielęgniarka. No niech pan sam powie! Czy nie Allah mi ją zesłał? Wtedy, po zbombardowaniu Aleppo, kilka dni po pogrzebach, w gruzach piekarni znalazłem złotą przypinkę ze szmaragdem, nosiła ją moja matka. Dałbym tej kobiecie z wdzięczności, ale zapłaciłem nią człowiekowi tuż przed granicą. Dwa czy trzy razy wracałem w jego ręce, za ostatnim kazał mi zdjąć buty i dalej iść boso. Obił mi pałką nogi, chyba chciał być pewny, że już nie dam rady. Myślę, że Allah czuwał i nie pozwolił stopom zgnić do końca. Mój osobisty bóg jest miłością, ale religie mu szkodzą. Religie to nic dobrego, jeśli z ich powodu się zabija. Nie jestem biegły w książkach, ale żaden bóg nie może wzywać do zabijania, on na Ziemi rozdaje głodnym ciepłe pity. W takiego wierzę.
Przepraszam Polskę za wszystkie niedogodności, które były wynikiem mojego nagłego do niej przybycia. Czy to dobrze brzmi? Poprosiłem moją polską przyjaciółkę o przetłumaczenie tego zdania na wasz język. Człowiek w długiej podróży traci poczucie czasu. W grupie, z którą szedłem od granicy, nie było już ani jednego sprawnego telefonu, wszystkie nam zniszczyli żołnierze. Dopiero w lesie ludzie z dużymi plecakami powiedzieli, że właśnie macie święto - narodziny boga chrześcijan. Spotykacie się z rodzinami przy stołach, dajecie sobie prezenty i śpiewacie pieśni religijne. Często pada wtedy w Polsce śnieg, prawda? Widziałem. Tylko bardzo zimno było, ale ci ludzie wtedy przynieśli nam zupę, suche ubrania i śpiwory. I była też czekolada w pudełkach ozdobionych drzewami i napisem Merry Christmas. Mam to pudełko, trzymam w nim papierową mapę Europy, bo technika bywa zawodna. Mówili, że chcą Christmas spędzić z nami, że taki jest ich obowiązek, mimo że był straszny mróz. U nas o tej porze roku nie jest tak zimno. Siedzieliśmy w namiocie z żółtej folii, a skupiona, cicha dziewczyna opatrywała mi nogi. Proszę ich o wybaczenie. Nie wiedziałem, że to wypadnie w tak ważny dzień. Nie powinno się przeszkadzać ludziom w świętowaniu tradycji. Czasem się wtedy złoszczą i nic dobrego z tego nie wynika. Wojny wybuchają z tej niegrzeczności. Nasi dobroczyńcy byli duchami zesłanymi przez Allaha by nas uratować i szybko zniknąć, rozpłynąć się między drzewami. Może się pan śmiać, ale uważam, że byli z innego świata, nie z Syrii i nie z Polski. Żalu do Polski nie mam. Nie rozumiem, dlaczego wszyscy oczekują ode mnie nienawiści, ja od tego uciekam. Przecież nas znaleźli ci dobrzy ludzie, inni nie mieli tyle szczęścia. Wszystko, co się tu stało, jest mniejsze niż Syria, jeśli wie pan, co mam na myśli. Podlasie. Uczę się tego słowa. Razy dziewięć, to byłby obszar Syrii. Mam teraz czas, uczę się map.
(Sięga po pudełko po czekoladkach, wyjmuje mapę, rozwija ją do kamery.)
Czy chciałbym wrócić do mojego kraju... Nie wiem. Tęsknię, to fakt. Zrobiłbym wszystko, żeby tylko skończył mi się film w głowie. We śnie lepię ludziki z ciasta chlebowego, upieczonym odrywam ręce i nogi, zjadam jeszcze ciepłe. Budzę się wtedy spocony, z zaciśniętymi pięściami. Wiem, że umiałbym pomścić rodzinę. Może mi się uda tutaj. Przestać śnić o zemście. Mieszkam teraz we Frankfurcie u starszych państwa, którzy opłacają mi szkołę piekarniczą. Mówią oboje, że da się, że kiedyś zapomnieli o jakiejś wojnie.
Życzę panu Merry Christmas!